piątek, 12 kwietnia 2013

Wyjście do „Opery Bałtyckiej”

Dnia 5 kwietnia poszliśmy (młodzież oraz wolontariusze) do Opery Bałtyckiej na spektakl Out/Cool Fire. Opera Bałtycka mieści się we wrzeszczu, dzielnicy gdańska, naprzeciwko Politechniki Gdańskiej. Znajduje się niedaleko peronu skm „Politechnika”, obok Multikina.
            Opera rozpoczęła się około godziny 19. Pierwsza część, zatutyłowana „Out” opowiadała historię młodych ludzi cieszących się życiem. Przedstawione zostało życie w grupie, łączenie się w pary jak i rozpadanie się tych par. Były sceny, gdy jednostka uciekała od grupy jak i poszukiwała zainteresowania, obecności kogoś, pokazywały się również postacie narcyzów, którzy tańczyli tylko dla siebie, z ewentualnymi partnerkami tańczyli tak przy okazji wręcz, jakby ich obecność ich nie zajmowała. Co najważniejsze, niektóre sceny przerywane były odwiedzinami śmierci, która przypominała tancerzom, że tylko ona jest ostateczna,  że ona czeka na kazdego bez wyjątku. Końcowa scena miała wielkie podłoże symboliczne. Pokazała grupe klobiet, z których każda miała ze sobą naręcze czarnych piór. Stały z tymi piórami, delikatnie upuszczając je na ziemię wręcz obmywały się nimi, jakby były to problemy, z którymi chciały sobie poradzić z nimi, zaakceptować je. Gdy jednak okaząły się nazbyt przytłaczające, spadając z góry, chciały się przed nimi osłonić, jednak koniec końców musiały się na nie otworzyć
            Druga część, pod nazwą „Cool Fire”, przedstawiała dwie grupy przeciwstawiające się sobie. Najciekawszym zagraniem było rozpoczęćie całej opery – nie zaczęła się standardowym ściemnieniem sali, tylko tancerze schodzili z widowni, jakby chcieli pokazać, żę są zwykłymi ludzmi. Przeciw sobie stały dwie grupy, jedna przestawiająca spokojną, elegancką grupę czerpiącą przyjemność z łagodnej muzyki klasycznej, druga reprezentowała grupę młodzierzy wyzwolonej. Te dwie grupy tańczyły przeciwko sobie, ażzaczęły się mieszać z inicjatywy grypu „wyzwolonej”. Po wielu wymianach pierw elegancka, następnie wyzwolona, wszyscy zaczęli zdejmować z siebie okrycie wierzchnie pokazując, że wewnątrz siebie wszyscy jesteśmy tacy sami i nasze pasje powinny nas łączyć, nie dzielić.
            Ogólne wrażenie pozostało bardzo pozytywne. Trafnie użyta muzyka, dynamiczny i łatwo przekazujący przesłanie taniec dawał wrażenie przyjemnego do oglądania i zjamującego. Nie było zbędnego przedłużania, tancerze potrafili na sobie skupić wzrok widowni i nie pozostawiali nikogo znudzonego.

Mikołaj Głazowski