wtorek, 4 lutego 2014

Trochę refleksji nad tym co było...



           Dnia 18 stycznia, choć był to pierwszy dzień ferii, ks. Łukasz wraz z przyjaciółmi klerykami zaprosili nas na duchową ucztę do św. Michała. Przeżywaliśmy ją pierwszy raz w tym roku, i mimo że nie było nas tyle co zwykle to msza św. miała jakiś wyjątkowy nastrój. Dzieci z wielkim zaangażowaniem pięknie modliły się czytaniami, w dużej mierze przygotowanymi przez siebie: modlitwa wiernych, w szczególności za naszych chorych przyjaciół tych małych i dużych, za jubileusze ukończenia 18 lat; bardzo dojrzałe komentarze do darów; były też dwie gitary i śpiew. Patrząc na Zbyszka i Krzysia łza się w oku kręciła widząc zaangażowanie i powagę(o co trudno u nich na co dzień) w asystowaniu ks. Łukaszowi przy ołtarzu. Było też na koniec  spotkania małe co nieco przygotowane przez kleryków, oni potrafią nas zaskoczyć.
A ja w szczególności podczas tej mszy św. powierzałam Panu Bogu nasze bezpieczeństwo i spokojny wypoczynek podczas zimowiska, na które szykowaliśmy się już od dłuższego czasu. 


            No właśnie, i tak 20 stycznia, skoro świt, dzięki naszym przyjaciołom, którzy użyczyli nam swoje samochody, ruszyliśmy do Wdzydz Kiszewskich na pięciodniowy wypoczynek.
Pełni radości i nadziei na super przeżycia bo na naszych wyjazdach dzieje się dużo i ciekawie. Dojechaliśmy szczęśliwie na miejsce. Warunki super, byliśmy na to przygotowani gdyż nie po raz pierwszy jesteśmy w tym miejscu : 3,4,5 osobowe pokoje, jasne,  kolorowe, prawie w każdym pokoju łazienka, w każdym telewizor-marzenie. Na pyszne obiadki chodziliśmy do ekskluzywnego ośrodka obok. Musieliśmy je wykupić bo tak zażyczył sobie sanepid, który
 nas w zeszłym roku kontrolował. Natomiast zgodził się na samodzielne przygotowanie śniadań i kolacji. Jest to bardzo ważny element naszej pracy gdyż dzieci przygotowując wraz z opiekunem posiłek, uczą się planowania i współpracy w grupie, higieny i estetyki przygotowania posiłków. Jest przy tym dużo radości-opowiadamy sobie o przeżyciach nocnych. Okazało się jednak w tym roku, że i tego nam nie wolno. Kuchnia dydaktyczna legła w gruzach. Ale co tam... nasza kochana gospodyni już wymyśliła: żeby zadowolić sanepid będziemy pić i jeść na plastikach!!! Masakra.
Działo się dużo fajnego, właściwie z perspektywy czasu to chce się pamiętać same dobre rzeczy a bywało różnie. Zajęcia i konkursy jakie zaproponowała nam ciocia Hania (prócz tych stałych: porządkowy, najmilszy-najmilsza, najbardziej opiekuńczy itd.) były jak zwykle bardzo ciekawe: ”Z Tuwimem weselej”, portret- tajemnica, sowa -mądra głowa. Były też zajęcia dla naszej młodzieży, które zaproponował Dżejo, kulig, dyskoteka i na koniec tradycyjna agape.
          I wydawałoby się, że wszystko ok, a jednak...
Jakaś smutna refleksja pozostała po wyjeździe. Myśli krążą wokół dzieci i bezsilność, przekonanie, że mimo tak silnego naszego zaangażowania, jest tyle agresji, złości wręcz nienawiści i niezrozumienia, że to błędna droga.
Wszystko siedzi w korzeniach i to pokoleniowych. Jeżeli się ich nie odetnie to tylko liczyć na  cud. A że takowe się zdarzają, w nich nadzieja, która bierze się z 23 już letniego doświadczenia trwania przy naszych podopiecznych.

      
        „ Musicie być silni miłością, która wszystko znosi, wszystkiemu wierzy,                   wszystko przetrzyma, tą miłością, która nigdy nie zawiedzie.”    
                                                                                                        J.P II                      





Ciocia Gosia